"Irlandczyk", reżyserowany przez mistrza gatunku Martina Scorsese, to film, który zdecydowanie zasługuje na uwagę. Dzieło to, osadzone w mrocznych zakamarkach amerykańskiej historii, opowiada o życiu Franka Sheerana (wybitnie zagrany przez Roberta De Niro), członka mafii i domniemanego zabójcy Jimmy'ego Hoffy (Al Pacino).
Film zaczyna się spokojnie, ale stopniowo wprowadza widza w świat zorganizowanej przestępczości, gdzie lojalność miesza się z brutalnością. Scorsese używa swojej charakterystycznej techniki narracyjnej, aby opowiedzieć historię przez pryzmat starzejącego się Sheerana, co dodaje głębi psychologicznej.
Interakcje między De Niro a Pacino są elektryzujące, każda scena z ich udziałem to prawdziwy pokaz aktorskiego rzemiosła. Joe Pesci w roli Russella Bufalino powraca na ekran po długiej przerwie, prezentując kolejną pamiętną kreację. Jego postać jest równie zagadkowa co przerażająca.
"Irlandczyk" nie stroni także od refleksji nad starością i przemijaniem. Scorsese zadaje pytania o cenę życia poświęconego przestępstwom oraz ostateczny koszt lojalności. Film ma powolne tempo, co może niektórych widzów nużyć, lecz dla tych cierpliwych ukazuje bogactwo detali historycznych i charakterologicznych.
Kostiumy i scenografia są bez zarzutu; odzwierciedlają one zmieniające się dekady amerykańskiego krajobrazu politycznego i społecznego. Dzięki temu "Irlandczyk" stanowi także cenną lekcję historii.
Pod względem technicznym film imponuje – zwłaszcza użycie efektów specjalnych do odmładzania aktorów jest godne uwagi. Ta technologia pozwala na płynne przejście między różnymi okresami życia postaci bez potrzeby angażowania młodszych aktorów do grania tych samych ról.