Jako krytyk filmowy, nie mogłem przejść obojętnie obok "Jednym tchem" – dokumentu, który w sposób niezwykle przenikliwy i emocjonalny ukazuje początki pandemii COVID-19 zarówno w Chinach, jak i w Stanach Zjednoczonych. Reżyserka Nanfu Wang, która jednocześnie pełni rolę narratora, z ogromnym wyczuciem balansuje między osobistymi doświadczeniami a szerokim kontekstem społecznym i politycznym.
Film zaczyna się od dramatycznych scen z Wuhan, gdzie pandemia miała swoje epicentrum. Nanfu Wang wykorzystuje unikalne materiały archiwalne oraz wywiady z mieszkańcami miasta, by przedstawić brutalną rzeczywistość pierwszych dni lockdownu. Dzięki temu widzowie mogą poczuć atmosferę strachu i niepewności, która towarzyszyła tamtym chwilom.
Jednak "Jednym tchem" to nie tylko opowieść o Chinach. Wang przenosi nas także do Stanów Zjednoczonych, gdzie pandemia była początkowo lekceważona przez rządzących. Kontrast między reakcjami obu krajów jest uderzający i zmusza do refleksji nad globalnymi konsekwencjami dezinformacji oraz braku odpowiedzialności politycznej.
Narracja prowadzona przez Nanfu Wang jest pełna empatii i zaangażowania. Jej osobiste doświadczenia jako matki oraz imigrantki dodają filmowi autentyczności i głębi. W efekcie "Jednym tchem" staje się nie tylko dokumentem o pandemii, ale także poruszającą opowieścią o ludzkiej odporności i solidarności w obliczu kryzysu.
Na uwagę zasługuje również doskonała realizacja techniczna filmu. Montaż jest dynamiczny i precyzyjny, a ścieżka dźwiękowa idealnie komponuje się z obrazem, potęgując emocjonalny wydźwięk poszczególnych scen.
"Jednym tchem" to dzieło niezwykle aktualne i ważne. Oglądając je, nie sposób pozostać obojętnym wobec tragedii oraz heroizmu zwykłych ludzi na całym świecie. To film, który każdy powinien zobaczyć – choćby po to, by lepiej zrozumieć skalę wyzwań, jakie niesie ze sobą globalna pandemia.